Ustrzyki Dolne
niedziela, 20 listopada 2016

Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”

Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka

Rozmowa z Jolą Jarecką, która wraz z Wladem Sorokinem wyreżyserowali spektakl „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”, opowiadający o życiu twórcy „Sklepów cynamonowych” Brunona Schulza.

Gazeta Bieszczadzka: Jak zaczęła się Twoja przygoda z teatrem?
Jola Jarecka:
Odkąd pamiętam byłam uzależniona od literatury i teatru. Moi rodzice chyba od początku wiedzieli, że pójdę własną drogą. Zaczynałam od teatru amatorskiego, prowadziłam kółko teatralne w szkole w Łodynie, gdzie pracowałam. Pomysły przychodziły na pstryknięcie. Wystarczy słowo, gest, aby powstał temat, który poprowadzi dalej. To był również czas, kiedy chciałam być dobrym nauczycielem, chociaż może to złe słowo, bardziej pasuje humanistka. Kończyłam kolejne studia podyplomowe – pedagog szkolny, historia, angielski… nie dla awansu zawodowego, a dla pasji. Animację teatralną kończyłam w tajemnicy przed rodzicami. Przywiozłam im dyplom, żeby przyznać się do nieobecności. Niestety nauka kosztuje, szczególnie, gdy się mieszka daleko od uczelni. Mieliśmy wtedy również problemy finansowe, a „oświata” odmawiała mi dofinansowania na kształcenie dla nauczycieli. Usłyszałam wtedy, że teatr to moje widzimisię, nic potrzebnego do pracy w szkole. Równocześnie zaczęliśmy w małej grupie przyjaciół przygotowywać inscenizację „Denata” Grzegorza Śmiałka. Wystawialiśmy ją kilkakrotnie w Ustrzykach Dolnych, Sanoku i Lutowiskach. Czarna komedia bawiła do łez, a przede wszystkim integrowała nasz zespół, społeczeństwo. Doświadczenie z teatrem przychodziło więc coraz częściej i na coraz wyższym poziomie. Potem były elitarne Studia Literacko-Artystyczne Uniwersytetu Jagiellońskiego, które stały się zapłonem do dalszej twórczej pracy. Jednocześnie otrzymałam stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury, pokrojono mi kręgosłup i straciłam pracę.
G.B.: Jednak nie poddałaś się i dalej szłaś artystyczną drogą. Jak zaczęłaś współprace z teatrem z Drohobycza?
J.J.:
Do Drohobycza po raz pierwszy pojechałam dwa, czy trzy tygodnie po operacji. Jechaliśmy oczywiście całą trzyosobową rodziną, a każdą dziurę na ukraińskich drogach czułam na ledwo zabliźnionych plecach. Miasto Schulza poznaliśmy z nielicencjonowanym przewodnikiem, który miał klucze do wszystkiego. Żydowski Łan, ulica Krokodyli, stara synagoga, grób ofiar Czarnego Czwartku… Nawiązałam kontakt z Instytutem Polonijnym i zaproponowano mi udział w wydarzeniu teatralnym podczas drohobyckiej Drugiej Jesieni. Muzykę do „Prześwitującej rzeczywistości” pisał Bartek Krcha – bardzo zdolny krakowski kompozytor, ja czytałam fragmenty swoich opowiadań, Teatr Alter z Dohobycza odgrywał wspólnie ustalone etiudy. Po tym krótkim spektaklu usiedliśmy razem z Bartkiem w pubie, z którego okna widać było kamienicę – aptekę ze „Sklepów cynamonowych” i obiecaliśmy, że wrócimy tam z czymś większym. Okazja nadarzyła się rok później – dotacja na wydarzenie artystyczne za granicą. Wielka radość, a potem stres, wyjazdy, negocjacje, spotkania. Mieliśmy zagrać w składzie polsko-ukraińskim. Aktorzy Lwowskiego Obwodowego Teatru Dramatyczno-Muzycznego w Drohobyczu mieli grać po ukraińsku, dziewczyny z naszego alternatywnego teatru po polsku. Ustaliliśmy tytuł sztuki, ogólny plan, skład aktorów, a potem czekaliśmy na tekst.
G.B.: Jak szła praca nad sztuką?
J.J.:
Tekst rodził się długo. Bartek czekał na niego, bo chciał komponować, a ja nie potrafiłam zacząć. Wysyłałam mu wiersze, które opracowywał muzycznie, rozbijał nagrania lektorów na dźwięki i tworzył tunele muzyczne, które wprowadzają widzów w kolejne sceny. Przez parę miesięcy budziłam się mając przed oczami zdjęcie Bruna Schulza, który siedzi na schodach swojego domu i tajemniczo patrzy przed siebie. Potem wszystko ułożyło się w całość. Postacie rzeczywiste pomieszały się z literackimi tworząc tło dla pytań o tożsamość, odwagę, sztukę. Nad spektaklem pracowaliśmy w Drohobyczu. Tam też powstała część muzyki. Niejednokrotnie z bieszczadzkimi dziewczynami (Magda Rosołowska gra Adelę, a Bożena Terlecka Józefinę Szelińską) ćwiczyłyśmy do późna w nocy. Układy choreograficzne powstawały często po północy, pomysły rodziły się na korytarzach, za kulisami. Dużo rozmawialiśmy, to był niesamowity dialog – o sztuce, międzynarodowy, ponad wszelkimi podziałami.
G.B.: Czego możemy spodziewać się na ustrzyckiej scenie?
J.J.:
Schulza gra Iwan Harasymczuk, wizualnie podobny do pisarza. Nawet garbi się tak samo. Sztuka poprzeplatana jest teatrem plastycznym, czymś na kształt baletu. „Zwierciadło” weszło na stałe do repertuaru teatru w Drohobyczu. Było też prezentowane kilka razy w Polsce. Język nie stanowi bariery. To języki słowiańskie, a obraz i dźwięk nie stawiają granic przed wrażliwym odbiorcą. Dla ułatwienia widzowie w Polsce dostawali przed spektaklem teksty pozwalające lepiej zrozumieć sztukę. „Zwierciadło. Podwójną nieobecność” będzie można zobaczyć na deskach Ustrzyckiego Domu Kultury 26 listopada. To również jedyna okazja dla widzów, aby porozmawiać o spektaklu z autorami i aktorami.
G.B.: Dziękujemy za rozmowę.
Sztukę będzie można zobaczyć 26 listopada w Ustrzyckim Domku Kultury o godz. 16. Bilet 20 zł.

 

Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Jola Jarecka
fot. Jola Jarecka
Poznaj życie Brunona Schulza - „Zwierciadło. Podwójna nieobecność”<br/>fot. Organizatorzy
fot. Organizatorzy
autor: Gazeta Bieszczadzka